Goście

niedziela, 24 lutego 2019

O ślubie i małżeństwie

Dziś mija rok od kiedy z Szalonym Naukowcem się zaręczyliśmy. W scenerii, którą ostatnio pokazywałam na blogu, u stóp Tyrolskiego lodowca, pod lazurowym niebem, otoczeni śniegiem skrzącym się w promieniach słońca.
Jeszcze rok i jeden dzień temu nawet nie myślałam o ślubie, a dziś jesteśmy już ponad 3 miesiące po nim.
Jakie to wszystko dziwne.

Nigdy nie przykładałam zbyt dużej wagi do małżeństwa. Nie podzielam przekonania niektórych,że jest ono nadrzędną formą związku między kobietą, a mężczyzną, że jest celem, albo wartością samą w sobie. Uważam, że pewne poziomy rozwoju i związku emocjonalnego ludzie są w stanie osiągnąć tylko w stałym, długotrwałym związku. Wierzę, że stały (dobry) związek jest wartością w życiu człowieka. I uważam, że aby mógł się w pełni rozwinąć nie wystarczy samo bycie ze sobą, ale potrzebne jest zadeklarowane zaangażowanie.
To czy ta deklaracja będzie miała miejsce pod drzewem w lesie, w kościele, w urzędzie czy gdziekolwiek indziej ma mniejsze znaczenie. A przynajmniej tak myślałam jakiś czas temu. Potem doszłam do wniosku, że chyba nie każda deklaracja deklaracji równa. Że deklaracje publiczne, przy świadkach, mają często inny ciężar gatunkowy, niż te wyszeptane do ucha (choć na pewno nie w każdym przypadku).
No i zawsze wierzyłam w moc rytuałów przejścia. Nie jestem antropologiem, ale wydaje mi się, że nie ma cywilizacji, która nie wytworzyła jakiejś formy rytuałów zaznaczających koniec pewnego etapu i przenoszących człowieka do kolejnego. Postrzyżyny, koronacja, zaprzysiężenie, pasowanie na rycerza, pasowanie na pierwszaka, uroczyste zakończenie szkoły/studiów. No i ślub.
Moment w którym podejmujemy (chociaż tak naprawdę: deklarujemy, bo decyzja została podjęta wcześniej) decyzję, że chcemy spędzić resztę życia z tą drugą osobą to moment, kiedy związek przechodzi na kolejny, wyższy poziom. I jest to w pewnym sensie początek nowego etapu w życiu - bo mimo, że związek trwa już jakiś czas, decyzja o tym, że to już będzie NA ZAWSZE zmienia perspektywę.
Mimo najgorętszych uczuć inaczej funkcjonujemy w związku, w którym mamy otwarte drzwi, niż w związku, w którym takich drzwi nie ma. I nie mówię tu o tym, że łatwiej się rozstać niż rozwieźć, ale o nastawieniu do ślub z myślą "przecież zawsze można się rozwieść", które psychologicznie w moich oczach bardzo niewiele się różni od związku bez żadnej deklaracji na przyszłość.
Dlatego doszłam do wniosku, że warto ten początek nowego etapu w związku i w życiu zaakcentować, zaznaczyć, dokonać tego symbolicznego przejścia, ubrać tę deklarację w formę obietnicy, złożyć ją przy świadkach (jednak obecność świadków zawsze zwiększa wiarygodność wszystkiego, czy w to w sądzie czy przy spisywaniu testamentu w kryminałach). A że żyjemy w konkretnym systemie prawnym, równie dobrze możemy zrobić to w sposób przez niego przewidziany. Gdybyśmy byli religijni, pewnie chcielibyśmy zrobić to w sposób przewidziany przez religię, no ale nie jesteśmy. Można to zrobić też całkowicie i zupełnie po swojemu bez urzędników i duchownych: i o to właśnie chodzi w Ślubie Numer Dwa.
Do tych wszystkich wniosków dochodziłam stopniowo. Był to raczej powolny proces, podczas którego wiele razy można było usłyszeć mnie mówiącą "pewnie nigdy nie wyjdę za mąż" albo "ślub mi do niczego nie potrzebny". A potem przyszedł 24 lutego, Szalony Naukowiec zadał pytanie, na które ja - jak to ja - odpowiedziałam "myślę, że tak".
W tej chwili nie pamiętam już, czy w tym momencie te wszystkie przemyślenia już były całkiem skrystalizowane, czy nabrały ostatecznego kształtu trochę później, ale wkładając po raz pierwszy na palec pierścionek z tanzanitem, wiedziałam, że właśnie uczyniliśmy pierwszy krok ku przejściu od "jesteśmy razem i jest fajnie" do "będziemy razem już na zawsze".


1 komentarz:

  1. Mam wrażenie, że pewność, czego naprawdę chcesz i podejście do pewnych spraw krystalizuje się wraz z wiekiem. Jako "dwudziestka", ślubem czy weselem w ogóle zainteresowana nie byłam. W okolicach 30 zaczęło się to powoli zmieniać - w końcu zdałam sobie sprawę, że tak, jest to dla mnie w pewien sposób ukoronowanie potencjalnego związku, jak i zarazem przeniesienie go na inny poziom.

    OdpowiedzUsuń