Goście

niedziela, 25 sierpnia 2019

Mężowskie polowania

Jak pewnie już kiedyś wspomniałam, jednym z hobby mojego małżonka jest polowanie.
Na komary.
Jednak jako zagorzały przeciwnik dyskryminacji, Szalony Naukowiec nie dyskryminuje żadnych owadów: nie znosi ich wszystkich równo.
2 tygodnie temu siedzieliśmy wieczorem przy zapalonym świetle i uchylonym oknie. Dla mnie standard, ale on nagle zerwał się, wskoczył na oparcie fotela i przystąpił do eksterminacji, jednocześnie wygłaszając mało pochlebne komentarze pod adresem osoby odpowiedzialnej za to skandaliczne niedopatrzenie (czyli mnie). Poinformował mnie nawet, że z mojej winy będziemy musieli pomalować sufit, na którym właśnie dokonywał swoich owadobójczych praktyk.

I to wszystko jest ok, przecież wiedziałam o tym jego szaleństwie i nie byłam na tyle naiwna, żeby liczyć, że to się kiedykolwiek zmieni.


To czego się nie spodziewałam, to to, że ten sam człowiek stwierdzi, że marzy mu się dom z ogrodem

niedziela, 18 sierpnia 2019

Nocne przygody

Oglądaj cały wieczór horrory.
Idź spać zmęczona.
Zbudź się nagle w środku nocy słysząc w domu stukoty, szelesty i gwałtowne trzepotanie tuż koło łóżka.
O drugiej w nocy likwiduj przy pomocy odkurzacza pozostałości kociej zabawy z ćmą.

sobota, 17 sierpnia 2019

Nieracjonalne obawy

Wiecie czego się sekretnie (i kompletnie nieracjonalnie) obawiam?
Znacie pewnie te filmy, gdzie ktoś ma wypadek i traci pamięć i nie pamięta swojego partnera. No to ja boję się własnie tego, tylko w wersji upgraded czyli, że Szalony Naukowiec nie tylko zapomina mnie, ale także język angielski (w którym się najczęściej porozumiewamy).
Tak, wiem, że to nie ma sensu, że takie amnezje są niezwykle rzadkie. Ba, wiem nawet, że język jest przechowywany w innej pamięci niż wydarzenia z życia (ale czy języki obce też?) i że ludzie którzy tracą pamięć nadal umieją mówić.
Tylko, ze to niczego nie zmienia

sobota, 10 sierpnia 2019

5 języków milości

Wspominałam już kiedyś o teorii Pięciu Języków Miłości Gary'ego Chapmana? Opiera się ona na tezie, że ludzie różnie wyrażają uczucia, co brzmi jak coś bardzo oczywistego, ale wcale do końca takie nie jest. Autor wyróżnił pięć sposobów na jakie wyrażamy miłość i nazwał je językami. Są to: Physical Touch, Gifts, Quality Time, Acts of Service albo Words of Affirmation, czyli w moim wolnym tłumaczeniu: kontakt fizyczny, prezenty, spędzanie razem czasu, przysługi i deklaracje uczuć (wyznania). Każdy człowiek ma swój wiodący język i nieświadomie zakłada, że to właśnie jest uniwersalny sposób wyrażania uczuć. I wszystko jest fajnie, jeżeli akurat on i ona korzystają z tego języka. Gorzej jeśli ona marzy o kwiatach i czekoladkach albo romantycznej randce we dwoje, a on myje jej samochód, albo chce się poprzytulać. Nic dziwnego, że może dochodzić do nieporozumień.
Jeśli ktoś ma ochotę poznać swój język miłości, darmowy test (po angielsku) jest tutaj: https://www.5lovelanguages.com/ Myślę, że fajnie zrobić go razem z partnerem i porównać wyniki - mogą one być początkiem ciekawej rozmowy.
Akurat niedawno rozmawiałam o książce na ten temat z parą znajomych, która dostała ją przed ślubem od księdza i przypomniało mi się, że kiedyś przywiązywałam strasznie dużą wagę do prezentów (zwłaszcza od chłopaka). Niektórzy by powiedzieli, że miałam na ich punkcie wręcz obsesję. Na swoją obronę dodam, że nie chodziło bynajmniej o jakieś wielkie i kosztowne rzeczy: raczej o takie, w które włożone by było więcej serca, myśli i wysiłku niż pieniędzy. Uszczęśliwiłaby mnie książka ulubionego autora, maskotka z serii, którą lubiłam albo srebrny wisiorek. Czasami jednak czułam się okropną materialistką skupiającą się na przedmiotach, a nie na tym, co w życiu - i związku - ważne.
Ale wiecie co? Wcale nie byłam okropną materialistką. Myślę, że przykrywałam w ten sposób niezaspokojone pragnienie bycia kochaną, ważną i sądziłam (nieświadomie), że prezent je jakoś zmniejszy, jakoś pomoże.
Spoiler alert: w żadnym przypadku to nie zadziałało.
Teraz już wiem, że zadziałać nie miało prawa, bo to w ogóle nie o to w tym wszystkim chodzi.
Szalony Naukowiec jest mistrzem prezentów, chociaż jemu samemu są one prawie obojętne (nie bez powodu z pięciu języków miłości, ten dostał u niego najmniej punktów). Nie żałuje jednak wysiłku, słucha uważnie, a z milionów rzeczy, o których mu opowiadam jakoś potrafi wyłuskać te najważniejsze, które później przekuwa w coś co sprawia mi radość. Swoją drogą większość jego najbardziej udanych pomysłów to wcale nie przedmioty. Na przykład wyprawa do Energylandii, albo przyjęcie-niespodzianka.
A ja? Ja w międzyczasie zgubiłam gdzieś swoją obsesję. Nadal lubię prezenty, ale na luzie i bez spiny.
I tak sobie myślę, że to dlatego, że wreszcie czuję się w 100% kochana i bezdyskusyjnie najważniejsza. I nie potrzebuję przedmiotów, żeby mi to udowadniały, albo żeby maskowały, że tak nie jest.
a Wy lubicie dostawać prezenty?

wtorek, 6 sierpnia 2019

Zanzibar raz jeszcze

W związku z tym, że dziewczyny z Ogarniete.pl wypuściły właśnie wakacyjną serię naklejek z moimi zdjęciami, naszło mnie na wspomnienia. Niesamowite jak ten czas pędzi, aż ciężko uwierzyć, że wróciliśmy miesiąc temu! To był chyba najlepszy wyjazd mojego życia i zdecydowanie polecam Zanzibar w czerwcu, jako kierunek zarówno dla osób, które chcą poleżeć na plaży, jak i tych, które wolą aktywniejszy wypoczynek, zwłaszcza wodny: snorkeling, nurkowanie, kitesurfing, różnego typu rejsy po okolicy, ale także lądowy (wycieczka po dżungli, oglądanie lasu namorzynowego, plantacje przypraw, rezerwaty żółwi, a nawet safari na stałym lądzie itd). A widoki - jak sami możecie zobaczyć - cudowne!
I tak, dobrze widzicie: krowy spacerują po plaży.