Goście

poniedziałek, 3 lutego 2020

Zarządzanie pieniędzmi (a związek mieszany)


Pieniądze stanowią na tyle częsty powód konfliktów w parze, że kłótnie o nie są wręcz przysłowiowe. Wynika to z faktu, że ludzie wchodząc w związek, wnoszą do niego swoje - często sprzeczne - oczekiwania, wyobrażenia, preferencje i sposoby funkcjonowania często sprzeczne dotyczące wszystkiego od zarządzania pieniędzmi po sposób wieszania prania - a te pierwsze są dla większości ludzi po prostu ważniejsze. I z tego powodu naprawdę warto przedyskutować ten temat zanim podejmiemy Ważne Życiowe Decyzje.
Z racji swojej specyfiki, związki mieszane są narażone na konflikty na tle finansowym być może bardziej niż inne. Poglądy na temat zarabiania i wydawania pieniędzy (jak i na wiele innych rzeczy) zaczynają się bowiem kształtować już młodości w domu rodzinnym. Zawsze powtarzam, że człowiek po to ma rozum, żeby przeanalizować różne rzeczy, które mu wpojono i świadomie je przyjąć lub odrzucić, ale prawda jest taka, że nie każdy to robi, dlatego wiążąc się z osobą wychowaną w innym kręgu kulturowym, warto być świadomym zjawisk z którymi możemy się zetknąć.
Z jednej strony jest wiele kultur, w których od dzieci (zwłaszcza mężczyzn) oczekuje się wspierania finansowo rodziców lub/i rodzeństwa. W kulturze muzułmańskiej, z kolei, bardzo często mężczyzna jest odpowiedzialny za utrzymanie domu, podczas gdy kobieta swoje ewentualne zarobki zachowuje dla siebie. Dodatkowo członek rodziny żyjący w Europie jest często postrzegany jako bogaty (nawet jeśli wcale tak nie jest). Rodziny emigranta miewają rozbuchane oczekiwania materialne, a sam emigrant: poczucie, że powinien je zaspokajać. Czasem potrafi to przybierać dość skrajne formy kiedy pieniądze wysyłane są w sekrecie, a listy życzeń obejmują nowe smartfony, telewizory i markowe ubrania, a wszystko to odbywa się kosztem nowej rodziny. Nie mówiąc już nawet o sytuacjach, kiedy cała rodzina bierze udział w oszustwie wspierając wizowca, który łowi Europejkę, mającą stanowić źródło papierów i gotówki.
I dlatego także w związku multi-kulti takie ważne jest omówienie wizji zarządzania budżetem i nakreślenie jasnych, akceptowalnych dla obu stron zasad.
Wspominałam kiedyś, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiliśmy z Szalonym Naukowcem decydując się na wspólne zamieszkanie, było ogarnięcie podziału obowiązków domowych. Drugą z takich rzeczy było opracowanie zasad i szczegółów funkcjonowania wspólnego budżetu. Od tamtego czasu minęło z 6 lat i sporo się pozmieniało, ale w efekcie udało nam się wypracować system, który wg mnie jest optymalny (dla dwojga pracujących osób). Pozwala na wspólną kontrolę nad wydatkami, zapewnia przejrzystość i jasność, ale też pewien zakres niezależności.
Oto przepis:
1. Spis wspólnych wydatków. W tym kroku należy sporządzić listę wszystkich wydatków, które mamy zamiar ponosić razem: od czynszu, przez rachunki za media i internet, jedzenie, chemię domową, rozrywkę itd. To jest moment, kiedy trzeba przedyskutować jak bardzo wspólny budżet chce się mieć. My ostatecznie zdecydowaliśmy się włączyć tu prawie wszystko poza wydatkami na swoje hobby, wyjścia ze znajomymi (bez partnera), ciuchy i prezenty, ale w poprzednich latach bywało inaczej. Do tego wszystkiego trzeba doliczyć kwotę, jaką chcielibyśmy miesięcznie razem odkładać.
2. Podział. Gotową listę dzielimy. My zdecydowalismy się na podział proporcjonalnie do zarobków: wydaje mi się on bardziej sprawiedliwy niż pół na pół, ale taka opcja też jest możliwa.
Kwotę, która tu wyszła, każde przelewa na wspólne konto na początku miesiąca.
3. Część własna. Różnica pomiędzy wypłatą, a wartością uzyskaną w punkcie drugim stanowi budżet własny, którym każde dysponuje wedle uznania i z którego nie ma obowiązku się tłumaczyć. Umożliwia to ewentualną pomoc rodzicom czy rodzeństwu, ale nie kosztem własnej rodziny. Ewentualnie pozwala na nieskrepowane zakupy dowolnej natury bez stresu (ze strony) partnera
4. Komunikacja i feedback. Wszystkie większe wydatki przegadujemy - szczególnie te, które wymagają odkładania pieniędzy. Na koniec miesiąca waeto zrobić podsumowanie wszystkich rozchodów w stosunku do planu i na tej podstawie ewentualnie aktualizować na bieżąco budżet na kolejne miesiące.

Temat wysyłania rodzinie pieniędzy, zawsze wzbudza sporo emocji i gorących dyskusji. Żona i dziecko powinny być pierwsze; jak można matce nie pomóc; dawanie hajsu pazernym pasożytom jest nieakceptowalne; dla nich rodzina zawsze będzie najważniejsza; nie pozwalam na wysyłanie pieniędzy; gdyby mój facet oczekiwał, że przestanę pomagać mamie, musielibyśmy się rozstać

Kto ma racje?
Wiążąc się z facetem z importu trzeba pamiętać, że chęć wspierania finansowo rodziny jest zupełnie normalna. W wielu krajach system emerytalny jest bardzo słaby albo nie ma go wcale, podobnie z opieką zdrowotną. Dostęp do edukacji też bywa kosztowny. Twój chłopak czy mąż ma prawo chcieć pomagać rodzinie, zwłaszcza, że - jak wspomniałam wyżej - być może w kulturze z której pochodzi jest to standard i jest to od niego oczekiwane. Ma prawo nawet chcieć mieszkać w klitce i jeść byle co, po to żeby wysłać kilkaset euro miesięcznie do domu. Ma prawo chcieć wozić drogie prezenty, nawet tylko po to żeby się pokazać.
Ale związek tworzą dwie osoby i obie muszą się w nim czuć dobrze. Inaczej to po prostu nie ma sensu. Nie musisz się godzić na nic, co ci nie pasuje w imię różnic kulturowych i tego, że "oni tak mają". Masz prawo mieć swoje potrzeby i masz prawo oczekiwać, że rodzina którą wy (s)tworzycie będzie na pierwszym miejscu. Masz prawo chcieć mieszkać wygodnie, jeść smacznie, a nawet wyjeżdżać na wakacje. Nazwijmy takie oczekiwania naszą kulturą.
Jest wiele rodzin, które nie mają żadnych oczekiwań materialnych, a wręcz pomagają dzieciom na emigracji. Są takie, które mają problemy finansowe, zdrowotne itd, a są i takie, które po prostu chcą kasy i przedmiotów, na które mogłyby zarobić same. Są faceci (lub kobiety) z importu, którzy nic nie dają, są tacy, którzy robią to czasami i tacy, którzy robią to często i szczodrze. No i analogicznie: są partnerki (partnerzy), chętnie angażujące się w takie wsparcie i te kompletnie temu przeciwne.
Widzicie już do czego zmierzam? Czasem te dążenia po prostu są nie do pogodzenia. Można dyskutować, kto ma rację, porównywać kupowanie mamie leków lub siostrze smartfona z zabieraniem żony na randkę i przerzucać się rożnego rodzaju argumentami. Problem w tym, że nie ma dobrej odpowiedzi. Jedyne co można zrobić to poznać oczekiwania i plany drugiej osoby i próbować wypracować rozwiązania, które zadowolą oboje. Ewentualnie znaleźć kogoś bardziej kompatybilnego.

Fot. Unsplash

No photo description available.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz