Goście

wtorek, 13 października 2015

Escape room

Mając w pamięci lekką klapę związaną z naszą pierwszą rocznicą, do drugiej lepiej się przygotowaliśmy. Postanowiliśmy, że warto z tej okazji zrobić razem coś fajnego i nowego. Wybór padł na escape room - to w końcu fajny sposób na uczczenie dwóch lat jako drużyna.
Wybraliśmy pokój rycerski (medieval) o stąd:
http://roomescape.pl/

Bardzo miła pani koordynująca pokoje w tej lokalizacji, trochę była zdziwiona, że jesteśmy tylko we 2 i wspomniała, że może być ciężko. Tym bardziej się cieszę bo wszystko rozwiązaliśmy, cale 4 sekundy przed końcem :) I nie obyło się bez kilku wskazówek.
Nie będę dokładnie opisywać, na czym nasz escape room polegał, ci którzy znają gry z tej kategorii, wiedzą o co chodzi. Dla pozostałych w skrócie: trzeba wydostać się z pokoju wykorzystując różne poukrywane wskazówki. Czasami trzeba np. zebrać jakąś ilość przedmiotów danej kategorii aby potem coś z nimi zrobić i ostatecznie uzyskać kod/hasło/kluczyk do kłódki itp.
Naprawdę fajna zabawa no i trzeba dobrze grać drużynowo. A ten konkretny pokój (oferta tego typu rozrywek w W warszawie jest spora) był naprawdę świetnie i pomysłowo przygotowany.
Już planujemy kolejne wyprawy, ze względu na spory koszt: pewnie tym razem ze znajomymi.

I na koniec jeszcze jedna po-rocznicowa refleksja: wybierajcie fajne miejsca na pierwszą randkę. Zwłaszcza jeśli macie skłonności do sentymentalizmu (jak my), bo inaczej możecie utknąć na wszystkie rocznice i temu podobne okazje z miejscówką, któej AŻ TAK nie lubicie (też tak jak my). 

sobota, 25 kwietnia 2015

Podróże małe i duże - Gdańsk

Rany, nie mam czasu na pisanie. Dużo się dzieje.
Dziś chciałam opisać naszą wycieczkę do Gdańska, która była jedną z bardziej spontanicznych rzeczy, jakie zrobiłam i bardzo chciałabym zachować jej szczegóły na długo.
Otóż któregoś dnia usłyszałam o promocji na bilety. Pomyśleliśmy chwilę i jeszcze tego samego dnia mieliśmy bilety na jednodniową podróż :)
11 kwietnia wstaliśmy bardzo wcześnie aby złapać autobus, który dowiózł nas na lotnisko, skąd w 40 min znaleźliśmy się na miejscu. Zdecydowanie wąskim gardłem Trójmiasta jest komunikacja lotnisko-miasto (i odwrotnie). Jeden autobus w weekendy jeżdżący max 2 razy na godzinę to nie jest dużo, za to jeden automat z biletami na przystanku, będący chyba jedynym na całym lotnisku, skutecznie zmniejsza ilość podróżnych w autobusie.
Najpierw udaliśmy się do Sopotu, a po drodze, gdzieś w okolicach Oliwy na początek wywinęłam pięknego,orła niemal u stóp kiosku z biletami. Mijają 2 tygodnie a ja nadal mam strupy na ręku :D jest pamiątka.
Wysiedliśmy w Sopocie i udaliśmy się na Monciaka, który o tej porze, czyli w okolicach 10, był raczej pusty, obejrzeliśmy Krzywy Domek, spożyliśmy oscypka z żurawiną i dotarliśmy na molo. O tej porze roku wstęp nie był jeszcze płatny. Molo jest super :) połaziliśmy po nim, podczas gdy pogoda robiła się coraz ładniejsza: było piękne słońce i tylko lekki wiatr.
Następnie, zahaczając o budkę z goframi, powędrowaliśmy na plażę, gdzie zawarliśmy bliską znajomośc z zimnym piaskiem oraz wodą o temperaturze jakiś minus 100 stopni. Ciekawa sprawa, że potem piasek okazał się zupełnie ciepły ;) zebraliśmy kilka muszelek i wróciliśmy Monciakiem na SKMkę.
W Gdańsku łaziliśmy po Starówce: ulica Długa, Mariacka, nadbrzeże nad Motławą. Kupiliśmy pamiątki (magnesik na lodówkę, karty z trójmiejskimi fotkami, pocztówki), obsesyjnie oglądaliśmy bursztyny (ja), kupiliśmy urodzinowy prezent dla siostry (on). Zjedliśmy  w okolicach Żurawia bałtyckiego dorsza w wyśmienitym sosie cytrynowym, który smakował jak lemon tarte. Później poszliśmy do bazyliki mariackiej i wdrapaliśmy się na wieżę. 400 stopni, Ewa Ch. byłaby dumna. Droga na szczyt jest bardzo Hogwarts style: najpierw kręte malutkie schodki w murze, potem przejście wewnątrz dachu, a potem serpenty schodów po wewnętrznych ściankach pustej, dużej wierzy. Fajnie! Widoki też fajne.
Na koniec przeszliśmy uliczką Piwną do Wielkiej Zbrojowni i wróciliśmy na ul. Długą, gdzie spokojnie kontynuowałam bursztynową obsesję, aż trafiliśmy do Sowy na lody i szarlotkę. 

Podróż powrotna była szybka, nigdy wcześniej nie leciałam w nocy samolote, fajny efekt! Zwłaszcza jak przy starcie gaśnie światło - pomyślałam sobie wtedy ze D. pewnie by się przestraszyła, ale mnie się podobało.
Dotarliśmy do domu po 23. Wykończeni i baaardzo zadowoleni :)
Podróże są super, czytałam,niedawno artykuł o przewadze doświadczeń nad rzeczami i postanowiłam go sobie wziąć do serca. 

PS. Publiczne toalety w Trójmieście są droższe niż w Warszawie.