Goście

piątek, 18 sierpnia 2017

Miłe rzeczy

Czy ja już kiedyś wspominałam, że mam okropnie słabą pamięć? No to wspominam. Dlatego co jakiś czas myślę sobie, że powinnam regularniej zapisywać różne miłe rzeczy, które się wydarzyły: na wypadek gdyby umknęły mi z pamięci.

Na początek moje urodziny.
Świętowanie urodzin w mojej rodzinie i przyległościach czasami trwa kilka dni. Tak było i tym razem. Sam dzień U wypadł w czwartek, ale obchodziliśmy je z Mh aż do niedzieli, a potem jeszcze w kolejny weekend z rodzicami. No ale po kolei. W czwartek przykazano mi wyjść z pracy wcześniej, zostałam zabrana na lody Nicecream (mniam) a następnie zaprowadzona bardzo okrężną drogą do... Horror House'u. To było coś! niby tylko 15-20 minut ale jakie emocjonujące! Darłam się jak opętana, Mh z resztą też (chociaż twierdzi, że nie). Nie powiem dokładnie co się działo, na wypadek gdyby jednak ktoś tego bloga czytał i nie chciał spoilerów ;) Powiem tylko, że kompletna ciemność, latarka o żarówce wielkości ziarenka piasku (i podobnej sile) i niesamowici aktorzy naprawdę odnoszą niesamowity efekt. Polecam ludziom o raczej mocnych nerwach. W teorii przyjmują grupy od 2 do 6 osób, ale moim zdaniem dwie-trzy to optymalna liczba, większa liczbą nie ma sensu bo nie będzie dość strasznie.

Z horror House wyszliśmy zlani potem (również dlatego, że było tak okropnie gorąco, a był to jeden z gorętszych dni tego lata). Poinformowano mnie, że wracamy do domu, żebym mogła się przebrać w jakieś przyzwoitsze ciuchy przed kolacją. No i poszliśmy, ja wielce ucieszona wizja prysznica. Gdy weszliśmy do domu, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zamknięte drzwi do łazienki. Ci którzy mają kota i kuwetę w łazience wiedzą co to znaczy ;) rzuciłam się je otworzyć i dopiero gdy to zrobiłam kątem oka zauważyłam ruch w salonie... pamiętacie że własnie wyszłam z Horror House'u? zawał serca murowany. A to byli goście z okrzykiem "happy birthday" na ustach. Niespodzianka była totalna: kompletnie, w najmniejszym stopniu się nie spodziewałam! Mh przygotował przekąski (chrupki, orzeszki, rollsy z Pizzy Hut) i jedzenie (hinduskie) oraz zaplecze do robienia drinków którego nie powstydziłby się bar... Był też tort. A raczej dwa :O






Mimo, że na przyjęciu zabrakło kilku osób, które chciałabym na nim widzieć, to były chyba najlepsze urodziny jakie miałam. Okazało się, że jednak to nie prezenty to sprawiają (niespodzianka).

Następnego dnia - nadal w ramach niespodziankowych knować Mh - wypożyczyliśmy samochód i pojechaliśmy na wycieczkę. Mh co prawda proponował Kampinos, ale tam można dojechac autobusem więc zasugerowałam Kazimierz i tam się wybraliśmy. Był to kolejny upiornie gorący dzień ale niesamowicie przyjemny. Kazimierz jest znacznie przyjemniejszym miasteczkiem niż to zapamiętałam, a wąwóz korzenny jest niesamowity! W drodze powrotnej zajechaliśmy do Wilgi, gdzie spędzałam wakacje w dzieciństwie, próbując odnaleźć jakieś znajome mi miejsce. Bez skutku ;) z pomocą internetu odnalazłam tylko miejsce, które - jak sądziłam od lat - było znajome, ale okazało się, że jednak nie. Najwyraźniej na początku lat 90 były tam dwie budki z frytkami.

Wróciliśmy i natychmiast poszliśmy spać, aby w sobotę wstać o 5 rano i złapać pociąg do Gdańska. Jednodniowe wycieczki do Gdańska zaczynają powoli stawać się tradycją i zaczynają też mieć swój stały przebieg: pociąg o 6.20, spacer przez starówkę do zielonej bramy celem zakupienia biletu na rejs do Sopotu, śniadanie w knajpce Kos na Piwnej, kolejny spacer, rejs - podczas którego niezależnie od tego jak jest gorąco, zawsze można zmarznąć na dziobie - spacer po plaży (opcjonalnie z kąpielą tego z nas które lubi się kąpać w morzu), spacer po Sopocie lub wzdłuż plaży, kolejka do Gdańska, obiad albo w Gdańsku albo jeszcze w Sopocie, kolejne spacery, zakupy bursztynowe, zwiedzanie bazaru dominikańskiego (bo jakoś ostatnio trafiamy w czasie jego trwania) i powrót pociągiem ok 19. Uwielbiam te wycieczki! A tym razem znalazłam na bazarze dominikańskim stoisko ze szklana biżuterią, którego szukałam od kiedy natknęłam się na nie przy okazji wystawy storczyków jakieś 5-6 late temu. 









Dwie wspaniałe wycieczki, było naprawdę super! A tydzień później poszliśmy z moimi rodzicami na urodzinową kolację, zaproponowaliśmy Trattoria Ruccola, którą bardzo lubimy i ku naszej radości i moi rodzice ją polubili :) 


A teraz niestety zostałam słomianą wdową, Mh wyjechał na prawie 3 tygodnie, które spędzę nadrabiając zaległości serialowe (a lista jest dłuuuga) i na planowaniu szczegółów naszej wycieczki do Portugalii, która już za niecały miesiąc!