Goście

wtorek, 30 kwietnia 2019

O niezależności (i zależności) od partnera. I o paru innych rzeczach

Wzięłam ostatnio udział w kilku rozmowach o niezależności (i zależności) od partnera, o zdradach, o odchodzeniu od żony i małych dzieci, o tym jak zabezpieczać się (głównie w sensie ekonomicznym) na przyszłość, na wypadek gdyby facet odszedł lub stało się coś innego. Wszystko to w kontekście tego, czy można drugiemu człowiekowi (facetowi?) ufać w 100% czy też lepiej jednak być nieufną.
Omówiłyśmy model związku w którym kobieta pozostaje całkiem na utrzymaniu męża i jak to się może dla niej skończyć, jeśli on znajdzie sobie inną. Omówiłyśmy różne sytuacje: mąż, który po uzyskaniu dokumentów, sprowadził do domu pierwszą żonę z dziećmi, albo jakąś rzekomą "kuzynkę" (sic); mąż, który któregoś dnia wybrał z konta wszystkie wspólne oszczędności i wyjechał. Oczywiście nie obyło się bez wspomnienia o wizowcach, którzy znikają, jak tylko dostana papiery zostawiając kochająca ich kobietę na lodzie. Wizowcy to niestety wielki problem związków mieszanych a im dłużej należę do różnych grup, tym więcej go widzę.
Ale do rzeczy.
Myślę sobie, że niezależnie od wszystkiego, każdy człowiek, niezależnie od płci, powinien być samodzielny, niezależny i w miarę samowystarczalny, albo przynajmniej mieć realną możliwość takim być. W życiu dzieją się różne rzeczy, zdarzają się wypadki i choroby, rozstania, kryzysy i bankructwa. Trzeba być w stanie zadbać o siebie (a może i o inne osoby). Po prostu. To jest podstawa i w ogóle nie ma związku z zaufaniem do partnera. Natomiast jeśli o zaufanie chodzi: czy bezpiecznie jest ufać w 100%? Czy można być pewnym, że człowiek, którego kochamy nie porzuci nas w chorobie, nie zdradzi, nie rozpłynie się w powietrzu (po uzyskaniu papierów albo ot tak po prostu, ze wspólnymi oszczędnościami lub bez) albo nie ma w swoim kraju innej kobiety?
Wydaje mi się, że najważniejsze to dobrze poznać z kim się jest.
Tak, trzeba się liczyć z tym, że ludzie robią głupoty. Doznają kryzysu wieku średniego, kupują czerwone kabriolety ze skórzanymi siedzeniami i odjeżdżają w siną dal. Albo rzucają wszystko i jadą w Bieszczady hodować alpaki - i tam może poznają innego, przystojnego, hodowcę alpak. Nie wiadomo, co życie przyniesie.
Ludzie robią głupoty, ale wiecie co? Ludzie nie zmieniają się w sposób fundamentalny. Porządny i uczciwy człowiek, kierujący się w życiu zasadami, nie zmieni się nagle w złodzieja i oszusta, nawet jeśli dotknie go kryzys wieku średniego. O ile to są jego własne zasady, a nie narzucone z zewnątrz, jak dziecku, które tylko czeka jak je ominąć, gdy nikt nie patrzy. To oczywiście nie daje gwarancji, że nie związek nie przejdzie kryzysu, a nawet, że się nie zakończy. To się zdarza. Ale rozstanie może przebiec na poziomie lub poniżej wszelkiego poziomu.
Ten przykładowy facet, który miał jakąś inną żonę/kobietę na boku albo w swoim kraju - on przecież od początku był nieuczciwy, wcale się nie zmienił. I jestem przekonana, że były sygnały, że jest z nim coś nie tak. Problem w tym, że bardzo łatwo przymknąć oczy je przegapić. Zwłaszcza jak motyle w brzuchu szaleją, a egzotyczny (lub rodzimy) amant tak cudownie zawraca w głowie.
Ach jak łatwo wziąć coś za dobrą monetę! Naciska na szybki ślub? Czyli tak bardzo mnie kocha. Naciska na ślub religijny (nikah)? Przecież to dobrze o nim świadczy, bo to znaczy, że jest wierny swoim religijnym przekonaniom. Rozwalił ekran w nowym telefonie, ale zna kogoś, kto pracuje w sklepie operatora, więc po cichu sobie załatwił antydatowane ubezpieczenie? Taki zaradny! Nie lubi jak noszę mini spódniczki i dekolty? Super, zależy mu na mnie i nie chce żeby inni faceci się gapili. Denerwuje się jak nie odpisuję szybko na smsy? Zależy mu na mnie i tęskni. Proponuje żebym nie pracowała bo to facet powinien się opiekować kobietą? Ach jaki opiekuńczy, prawdziwy mężczyzna! Nie chce żebym pojechała na wyjazd integracyjny bo nie ufa moim kolegom z pracy? Dba o mnie, odrobina zazdrości dodaje pikanterii związkowi (co z tego, że sam na takie wyjazdy jeździ). Nie pozwala dotknąć swojego telefonu? Każdy ma prawo do prywatności. Pojechał w odwiedziny do rodziny i prawie wcale nie dzwoni, nie pisze? Ach, na pewno jest zajęty bo dawno ich nie widział. I tak dalej.
Trzeba nauczyć się rozpoznawać sygnały. Nauczyć się rozróżniać krętaczy, oszustów, wizowców, drobnych cwaniaczków, facetów o tendencjach do dominacji, kontroli i autorytaryzmu od porządnych, uczciwych ludzi. Trzeba nauczyć się rozpoznawać jakimi zasadami kieruje się drugi człowiek (w sumie dotyczy to tak samo kobiet jak i mężczyzn) i jakie wartości nim kierują. Bez tego bardzo łatwo o nieprzyjemności takie jak kłamstwa, zdrady, manipulacje, wpędzanie w poczucie winy, obsesyjna zazdrość, próby dominacji, zakazy, pretensje. Albo po prostu związek nieudany ze względu na różnice nie do przeskoczenia.
Wiem co mówię, bo sama dawno, dawno temu też się tak wpakowałam - dałam się zwieść pozorom, brałam różne rzeczy za dobrą monetę. Nie potrafiłam przeniknąć przez pozory i zobaczyć jasno co sobą reprezentował tamten człowiek (możecie w to nie wierzyć ale przynajmniej jeden z przykładów wyżej zaczerpnęłam z własnego życia). Całe szczęście, że człowiek umie się uczyć na błędach.
Dlatego poznajcie dobrze swoją drugą połówkę. Niezależnie od tego, czy pochodzi ona z drugiego końca świata, czy z tego samego miasta. Pewnie się powtarzam, ale dobre poznanie się i dobre dobranie się to naprawdę klucz do sukcesu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz