Goście

środa, 30 stycznia 2019

My vs Pech

Szalony Naukowiec jest człowiekiem ściągającym pecha jak magnes. Jedyny w całym samolocie zagubiony bagaż (i to w kraju tak uporządkowanym jak Szwajcaria)? Ponad godzinny korek na zawsze pustej drodze na lotnisko, przez który prawie spóźniliśmy się na samolot? Samochód zepsuty na środku autostrady w Maroku? Gra w piłkę nożną zakończona laserowym łataniem siatkówki? Wypadek na sankach, który o włos skończyłby się zjazdem w dół gęsto porośniętego drzewami alpejskiego zbocza? Telefon zgubiony podczas przeprowadzki, wieczorem tuż przed wyjazdem za granicę na miesiąc? Dziwna reakcja alergiczna na oku, która kosztowała nas 90 euro i 3 stracone godziny w Paryżu? Och, chwila - to akurat byłam ja. Ale alergia mogła być na niego. Lista jest długa

Kolejny atak pecha był tylko kwestią czasu.

Niedawno moja mama miała okrągłe urodziny. W ramach prezentu postanowiliśmy razem z moim ojcem zabrać ją na wycieczkę w miejsce, które sobie wymarzyła. Jest to o tyle problematyczne, że jednym z licznych mankamentów związku na odległość jest to, że każdy dzień urlopu jest na wagę złota i trzeba dokonywać niezłych akrobacji logistycznych żeby zoptymalizować ilość czasu spędzonego razem.
Do tego wyjazd z rodzicami jest dla nas transakcją wiązaną wymagająca synchronizacji wielu kalendarzy i wielu połączeń, bo Szalony Naukowiec musi najpierw przyjechać tu ze swojego Wygnania, abyśmy mogli wspólnie ruszyć w dalszą drogę. I jeszcze dodajmy, że mowa o okolicach długiego weekendu, więc wszystko musi być też skoordynowane z planami współpracowników. Swoją drogą ludzie z pracy patrzyli na mnie jak na wariatkę, kiedy pod koniec grudnia miałam już rozpisany cały urlop na następny rok i pytałam o ich plany na drugi kwartał. 

No i w tej właśnie sytuacji, kiedy dni wolne rozplanowane są co do jednego, kiedy bilety już kupione, grafik nieobecności w pracy w wybranym okresie ustalony, i rezerwacje hotelowe potwierdzone... linie lotnicze wchodzą całe na biało. Jest im niezmiernie przykro, ale zmienili harmonogram i własnie nasz lot niestety nie będzie miał miejsca. Możemy więc albo wyjechać na dzień krócej (co nie wchodzi w grę w przypadku wycieczki-prezentu), albo na dłużej, albo w ogóle pocałować się w nos.
W tym momencie klepię się mentalnie po ramieniu i myślę sobie, że najlepsze co mogli mi przekazać rodzice w genach, to pesymizm, skłonność do czarnowidztwa i głęboka wiara w prawa Murphy'ego. Dzięki temu, może niektórzy mnie mają za control-freaka, bo bywa że planuję różne rzeczy absurdalnym wyprzedzeniem, ale moje plany zawsze mają marginesy bezpieczeństwa oraz wersje B, C i D.
I dzięki temu cała nasza wieloosoba, wielolotowa konstrukcja zaledwie odrobinę chwieje się w posadach, zamiast całkowicie runąć. 

My vs Pech 1:0.

1 komentarz: