Goście

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Zanzibar 3

Ten moment, kiedy siedzisz sobie na werandzie bungalowu, słuchasz szumu fal i patrzysz na nowy dzień budzący się nad oceanem. I myślisz sobie, że razem tworzycie genialną drużynę, a godziny poświęcone na wspólne planowanie podróży opłaciły się stokrotnie, bo wyjazd jest (jak dotąd) idealny


czwartek, 20 czerwca 2019

Zanzibar 2 - dziwne dialogi


Podczas spaceru po Zanzibar City zaczepił nas dziś kolejny tubylec.
- Jambo! - zakrzyknął, jak oni wszyscy. W Swahili znaczy to "cześć".
- Jambo - odpowiedzieliśmy.
Następnie nastąpiła standardowa wymiana zdań a propos tego, czy szukamy taksówki (nie, jesteśmy na spacerze), to może później (nie, mamy wynajęty samochód), wycieczki do Prison Island (nie, już byliśmy) albo przewodnika (nie, dziękujemy). Potem tubylec przystąpił do wypytywania o nasze plany na wieczór, bo on może nam polecić świetną knajpę. Fakt, ze już mamy plany go wcale nie zniechęcił: przeszedł do kolejnego standardowego punktu rozmowy, mianowicie zapytał skąd przyjechaliśmy. Jak zawsze odpowiedzieliśmy, że z Polski. Większość w tym momencie prezentuje znajomość kilku polskich słów (Zanzibar najwyraźniej zrobił się popularnym kierunkiem wakacyjnym) albo dzieli się uwagami o tym, jacy Polacy są fajni (jakby pozytywna ocena mojego narodu miała mnie zachęcić do oferowanych usług). Ten pan jednak był z tych bardziej dociekliwych. Obrzucił wnikliwym spojrzeniem twarz Szalonego Naukowca i zapytał skąd on oryginalnie pochodzi. Na wieść, ze z Maroka, najpierw wygłosił kilka zwrotów w dialekcie egipskim, a następnie przyjrzał się mi i zapytał: czy w Polsce kobietom wolno się mieszać z mężczyznami innych narodowości.
#wtf

Podróż poślubna - Zanzibar

Zanzibar, w przeciwieństwie do Tanzanii, jest w większości muzułmański. Chodząc po uliczkach można usłyszeć muezina nawołującego do modlitwy - chociaż nie widziałam żeby ktokolwiek na to wezwanie reagował, jak to jest w Maroku. Wiele kobiet chodzi mniej czy bardziej zakrytych (chociaż tzw kobiet-ninja nie ma zbyt wiele, przynajmniej nie w Zanzibar City). Spacerując w okolicach zachodu słońca nadbrzeżem lub plażą, widać cale mnóstwo młodych chłopców grających w piłkę, ćwiczących (tak, biegają, przetaczają oponę, robią pompki, przysiady itp), albo zabawiających się w skoki do wody - i ani jednej dziewczyny. Zastanawiam się co one robią w tym czasie?
Lokalna ludność, żyjąca z turystów uprawia skrajnie bezpośredni marketing: turysta non-stop jest zaczepiany przez kolejnych tubylców zachęcających, czasem w bardzo nachalny sposób do skorzystania z ich usług w zakresie organizacji wycieczek, przejazdu taksówką, zakupu pamiątek itd. Na dłuższą metę jest to dla mnie raczej męczące. Ale wiecie co? Ze względu na to,ze jest to społeczność muzułmańska, zaczepiają wyłącznie mojego małżonka, który w ciągu dwóch dni został bratem i przyjacielem polowy mieszkańców miasta, podczas gdy ja wędruję sobie dalej prawie bez zakłóceń. #tyleWygrac

wtorek, 11 czerwca 2019

Przedślubne tradycje

Jak może wiecie nie jestem wielką fanka przestrzegania tradycji. Uważam, że warto przestrzegać tylko tych, które cos dla nas znaczą, albo które lubimy, a nie tych, które są nam narzucane "bo zawsze tak było albo "bo tak wypada".
Jako osoby niezwykle doświadczone w organizacji ślubów, zaczęliśmy tworzyć z Szalonym Naukowcem własne przedślubne tradycje. Niektóre są fajne: przed ślubem 1.0 byliśmy bardzo zaganiani i mocno zestresowani (mieliśmy w końcu tylko 6 tygodni na ogarnięcie wszystkiego od urzędu, przez wizy zaproszenia w Urzędzie Wojewódzkim, bilety lotnicze i zakwaterowanie dla jego rodziny, obiad wraz z menu, ciuchy, fryzurę, makijaż itd.). Ostatniego dnia, wymknęliśmy się wszystkim i udaliśmy się zobaczyć premierowo drugą część Fantastic Beasts. Przed ślubem 2.0, na który mieliśmy znacznie więcej czasu, robimy sobie prawdziwy maraton filmowy. Wczoraj byliśmy na Aladynie, dziś idziemy na Godzillę oraz Brightburn: Syn Ciemności. Zagadka: przyporządkuj tytuł filmu do osoby, która się uparła żeby go obejrzeć.
A wracając do tradycji - najwyraźniej tradycje, których się nie lubi są nieuniknioną częścią życia. W moim przypadku taką tradycja jest obcieranie sobie stóp na kilka dni przed ślubem.

sobota, 1 czerwca 2019

Okołoślubnego zderzenia kulturowego ciąg dalszy

Pamiętacie nadprogramowe 8 osób, które objawiły się niespodziewanie jakieś 6 tygodni przed ślubem? O te.
W ciągu kolejnych kilku dni, po wnikliwej weryfikacji okazało się, że liczba 8 była bardziej wyobrażeniem lub myśleniem życzeniowym mojej teściowej niż rzeczywistością. Ostatecznie stanęło na trzech. Hurra.
Dodaliśmy więc te trzy osoby do listy i - zgodnie z umową, jaką mamy z salą - podaliśmy ostateczną liczbę gości plus rozbicie na opcje jedzeniowe (a mamy trzy różne opcje ze względu na różne ograniczenia dietetyczne gości) miesiąc przed ślubem. Sala pozwala na zmiany w liczbie gości do 14 dni przed imprezą – czyli do jutra.
W związku z tym dwa dni temu kazało się, że z nadprogramowych trzech osób dwie jednak nie przyjadą….
A dziś rano okazało się, że za to jakaś inna osoba chce przyjechać. Ale jeszcze nie wie, czy będzie mogła, bo w sumie to ma inne plany też i będzie aplikować o wizę do Tajlandii i nie wie czy odbierze paszport na czas. Ale spoko, da znać przed ślubem.
Moja potrzeba kontroli wzięła się pod rękę z moim OCD i poszły planować zemstę. Tylko nie wiem jaką, skoro zrobienie tego samego przed Ślubem 3.0 na nikim nie zrobi wrażenia, bo tam to tzw business aa usual
Na szczęście są koleżanki i wiedzą jak poprawić człowiekowi humor

Image may contain: shoes