Goście

piątek, 1 marca 2019

Z kociego pamiętnika

Kochany pamiętniczku, wczoraj był okropny dzień. Terytorium znowu najechał Wróg. Duża wydaje się w ogóle nie zdawać sobie sprawy z zagrożeń, jakie się z tym wiążą i nonszalancko pozwala Wrogowi się panoszyć, wtykać swoją długą szyję w najintymniejsze zakamarki jak szpara pod szafką na telewizor, gdzie lubię przechowywać czasem zabawki, a nawet ingerować w wystrój! Na szczęście ja jestem na posterunku. Przez ostatnie miesiące prowadziłam regularne obserwacje Wroga z ukrycia. Półka w szafie doskonale sprawdza się w tej roli, podobnie jak skrytka pod stołem. Po długim okresie osłabiania jego czujności, teraz mogę spokojnie rzucać na niego okiem z kanapy albo łóżka bez wzbudzania podejrzeń. Oczywiście nie pozwalam mu zbliżać się zanadto i gdy tylko jego szumiąca obecność staje się zbyt natarczywa oddalam się z godnością na z góry upatrzoną pozycję obserwacyjną. 
Ale wczoraj...! Ledwo opadł kurz po bitwie, ledwo zaczęłam dokonywać przeglądu strat, w biegu raportując Dużej, ledwo zaczęłam omawiać z nią plan działań naprawczych, ona bezceremonialnie wpakowała mnie do klatki! Do klatki!!!
Nie znoszę, gdy to robi i zawsze sprzeciwiam się głośno i wyraźnie komentuję w niewybrednych słowach takie zachowanie. Ale wczoraj nie tylko moja godność była na szali! Przecież szkody, które wyrządził Wróg trzeba naprawiać natychmiast! Wszystkie dekoracje z sierści i żwirku, którymi codziennie pieczołowicie ozdabiam Terytorium, zostały - jak zwykle - pożarte przez nienasyconą paszczę Wroga. Dywan nie pachnie tak jak powinien. To jest sytuacja alarmowa, nie możemy sobie pozwolić na jakieś ceregiele z klatką i podróżą w TAKIEJ SYTUACJI. Dałam oczywiście wyraz temu stanowisku w sposób dobitny. Ba, próbowałam nawet wydrapać dziurę w klatce. Zazwyczaj nie zniżam się do takich zachowań, pozostawiając je tak prostym i pozbawionym dumy stworzeniom jak psy - ale ekstremalne sytuacje wymagają ekstremalnych środków - niestety nic z tego. Zostałam uwięziona - czasem zastanawiam się, czy Duża nie jest czasem w zmowie z Wrogiem. Nie dość że wsadziła mnie do klatki, to jeszcze wyniosła z Terytorium, zmusiła do poniżającej konfrontacji z kimś, kogo nazywa "kierowca ubera", który to uznał za stosowne skomentowanie mojego rozmiaru. ROZMIARU. Kobiecie nie wypomina się takich rzeczy. Ja nie jestem duża, ja jestem puszysta. I mam grube kości.
A na końcu tego wszystkiego czekało mnie Terytorium Większych, gdzie panują absurdalne zasady dotyczące wchodzenia do szafy (nie wolno), na stół (nie wolno) i na łóżko (na jedno wolno, a na drugie już nie - co za bezsens). Zgadzam się na te wszystkie elementy opresji i pozwalam im myśleć, że o czymś decydują, bo tak naprawdę Więksi bez problemu dają sobą rządzić w kwestiach tak kluczowych jak pory posiłków (przedśniadanie, śniadanie, przekąska, suta obiado-kolacja i jeszcze kilka przekąsek po drodze) i sprzątanie kuwety po każdym moim w niej grzebnięciu.
Ostatecznie więc dzień skończył się nie najgorzej, ale to co musiałam przejść woła o pomstę do bogów egipskich. A Duża ma przechlapane. Jak znowu ją zobaczę, dam jej wyraźnie do zrozumienia, co o niej myślę. Nawet na nią nie spojrzę, o odzywaniu się nie ma nawet mowy. Niech sobie siedzi z Wrogiem, z tym wstrętnym "odwkurzwaczem" czy jak go tam nazywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz