Goście

środa, 27 marca 2019

Stereotypy ślubne i nieślubne

Jak może wiecie, szykujemy się z Szalonym Naukowcem do Ślubu 2.0 i Ślubu 3.0. O ile Ślub 2.0 w pewnym sensie będzie ślubem (humanistycznym), o tyle 3.0 to tak naprawdę będzie Moje Wielkie Marokańskie Wesele, a nie ślub. No ale do tego tematu pewnie jeszcze wrócimy.

Pierwszy Ślub (ten cywilny) z całą papierkową robotą, obiadem, transportem, noclegami itd itd zorganizowaliśmy w 6 tygodni. Teraz jednak mamy do czynienia z impreza większego kalibru... A tym co najbardziej mnie kręci - jak wiecie - jest podróż poślubna. No i własnie o niej chciałam dziś napisać.
Ciągle nie mamy konkretnego planu, aczkolwiek lista rozważanych kierunków powoli się zawęża. I nagle okazało się, że myśląc o tym, gdzie moglibyśmy jechać w tę właśnie podróż, zawsze zakładam, że miejsce docelowe musi posiadać tropikalną plażę. W sumie nigdy się nad tym jakoś głębiej nie zastanawiałam, po prostu za każdym razem, każda rozmowa o konkretnych planach wyjazdu prowadziła mnie do miejsc z tropikalną plażą. Bali, Malediwy, Zanzibar, Dominikana.... I dopiero niedawno pomyślałam sobie, że chyba ta plaża tropikalna jest jakimś takim moim poślubnym stereotypem - zapewne rodem z amerykańskich komedii romantycznych. Jakimś takim odpowiednikiem zaręczynowego pierścionka z diamentem.

Kącik psychologiczny
Stereotypy są trochę jak heurystyki. Czyli takie uproszczenia, skróty w myśleniu i wnioskowaniu, które są dalekie od optymalności, racjonalności i logiki, ale są szybkie i wygodne, bo nasz umysł nie jest w stanie przerobić poznawczo absolutnie wszystkich danych jakie do niego napływają. Efekt nie zawsze jest idealny, ale - w sensie ewolucyjnym czyli z punktu widzenia przetrwania i przekazania genów - zazwyczaj wystarczająco dobry.
Mamy więc na przykład heurystykę dostępności kiedy przypisujemy wyższe prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzeniom, które łatwiej przywołać z pamięci i które są bardziej nacechowane emocjonalnie. Na tej zasadzie po każdej katastrofie lotniczej nagle rośnie postrzegane prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnej, albo ludzie bardziej obawiają się takich przyczyn śmierci jak atak terrorystyczny (silnie nacechowany emocjonalnie) mimo, że tak naprawdę prawdopodobieństwo, że tak się stanie jest znikome. No ale dla człowieka jaskiniowego przecenianie szansy ataku tygrysa przy tym wodopoju, przy którym zabił wcześniej sąsiada, raczej było korzystne, prawda?
Stereotypy to też uproszczenia myślowe, kiedy całej grupie przypisujemy jakieś cechy, które ma część jej przedstawicieli. Niektórzy pewnie powiedzą, że stereotypy - jak heurystyki - do pewnego stopnia są dla nas korzystne, bo może i nie wszyscy reprezentanci danej grupy wykazują tę cechę, ale jej występowanie musi być częste, skoro taki stereotyp powstał, a więc jednak mamy szansę, że napotkany reprezentant będzie tę cechę wykazywał. I tym samym zachowanie się w oparciu o stereotyp może być korzystne. Np jeśli mamy stereotyp, że Polacy kradną, lepiej nie zatrudniać polskiej pani do sprzątania - chociażby.
No pewnie może to bywać korzystne (czy ktoś kiedyś sprawdził czy ta korzyść nie ma rozkładu całkiem przypadkowego?), ale ja jednak jestem zwolenniczką wyrabiania sobie opinii o człowieku w oparciu o to co sobą reprezentuje on, a nie ktoś inny.
/Koniec kącika psychologicznego

No ale do rzeczy: wracając do stereotypów ślubnych, przedślubnych i poślubnych.
Chociaż cały świat wydaje się kochać pierścionki z diamentami, ja takiego nigdy nie chciałam, bo bardziej lubię niebieskie kamienie. A jednak jakimś cudem ta tropikalna plaża siedzi mi w głowie i nie odpuszcza.
Co w tym złego? - Można zapytać - co złego w wycieczce na Malediwy? Śpieszmy się je oglądać bo szybko zatoną.
No problem w tym, że ja w sumie nie lubię plaży. To znaczy: lubię widoki. Lubię rajskie obrazki białego piasku, szmaragdowego morza, tropikalnych palm i domków z wyjściem na plażę. Ale przebywanie na plaży, jakby się nad tym lepiej zastanowić, mnie na dłuższa metę nudzi. No, chyba że mam książkę, wtedy mogę na niej siedzieć cały dzień - tak jak na fotelu w domu. Do tego nie przepadam za wodą morska na twarzy, bo bardzo wysusza mi skórę, a problemów z cerą mi starczy.

Ale plaża (tropikalna) jest mi absolutnie niezbędnym elementem wyjazdu.

I tak własnie możemy zaobserwować, jak nawet podczas tak - zdawałoby się - prostej aktywności jaką jest wybór kierunku na podróż poślubną, człowiek uczy się nowych rzeczy.
O sobie.

2 komentarze:

  1. Ludzie, którzy za wszelką cenę chcą iść przeciw pewnym rzeczom, które lubi wielu (jak np. podróż poślubna na plażę czy jakaś książka), tak naprawdę też się nimi kierują - tylko w rewersie. Osobiście robię to, na co mam ochotę i guzik mnie obchodzi, czy to popularne/niepopularne, stereotypowe czy też nie. Diamenty uwielbiam :-) bo w słońcu mienią się wszystkimi kolorami tęczy. Tak więc mój zaręczynowy jest z diamentem. Nie lubię natomiast dużych kamieni w biżuterii, wbrew więc stereotypowi, że diament w pierścionku zaręczynowym powinien być ogromny, dostałam zaręczynowy z kamieniem niedużym, takim, jakie mi się podobają. W podróż poślubną pojechaliśmy na Seszele i też mnie guzik obchodzi, czy to stereotypowe :-) Było pięknie i spędziliśmy cudowny czas - acz oboje uwielbiamy plażę. Plaża to dla nas spacery, pływanie, snorkelowanie, czytanie (Kindle to jeden z najlepszych wynalazków ludzkości!), rozmowy... i spanie. Czas idealnie spędzony :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, że masz bardzo zdrowe podejście. Ja po prostu staram się odróżniać to czego naprawdę chcę, od tego co myślę, że chcę, bo jakoś tak się nauczyłam, że powinno się tech chcieć.
      PS. Kindle jest absolutnie najlepszym prezentem jaki dostałam w życiu. Mażonek zaryzykował bo zapierałam się wszystkimi kończynami ("ale ja kocham papierowe książki!!!") - teraz żyć bez niego nie mogę. Kindla - nie małżonka

      Usuń