Goście

czwartek, 9 stycznia 2020

(Nie)docenianie

Dwa dni temu wpadł mi w oko komentarz dość popularnego blogera wyjaśniający dlaczegóż to związki ludziom nie wychodzą. Ogólnie był to całkiem sensowny pod wieloma względami tekst (jeśli chcecie, mogę wrzucić linka do posta, pod którym go znajdziecie), ale między tymi trafnymi analizami pojawiło się takie oto stwierdzenie:
ludzie w związkach zwracają uwagę głównie na złe rzeczy i bardzo trudno jest to stłumić. Bo po pewnym czasie przyjmuje się, że normalnym jest, że ktoś upierze, ugotuje, załatwi lekarza dla dzieci, pójdzie do tego lekarza etc. To jest normalne. To jest standard. Problem pojawia się tylko wtedy, kiedy ten standard zostanie naruszony. I wtedy jest darcie ryja. Czyli nie doceniamy kogoś za robienie dobrych rzeczy, bo przyjmujemy to za naturalne, a opierdalamy za najdrobniejsza pomyłkę.
Jestem jak najbardziej za cieszeniem się z drobiazgów i docenianiem małych rzeczy, zwłaszcza, że ewolucja sprawiła, że bardziej zauważamy i zapamiętujemy te złe.
No ale bez przesady.
Myślałam o tym z perspektywy ostatniego wpisu o obowiązkach domowych i doszłam do wniosku, że dla mnie tak naprawdę mycie garów, czyszczenie kibla i wyrzucanie śmieci (a także prowadzenie dzieci do lekarza - o ile ktoś je ma), to jest standard. Zajmowanie się własnym domem albo dziećmi to jest absolutnie podstawowy standard i naprawdę nie widzę tu pola do doceniania kogokolwiek.
Czy oczekujemy doceniania za to, że nie spóźniliśmy się do pracy, zapłaciliśmy rachunek za telefon albo wysłaliśmy PIT? Nie. Bo to są nasze obowiązki. Wypełnienie ich to (sorry za powtórzenia) standard, a niedociągnięcia grożą nieprzyjemnymi konsekwencjami (naganą, niższą oceną roczną, karą pieniężną itp.). Dlaczego z obowiązkami domowymi miałoby być inaczej?
I nie mówię tu, że należy "drzeć ryja" za każdym razem, kiedy partner nie umyje garów. Każdy ma prawo do słabszego dnia, wyrozumiałość to fajna cecha, którą warto w sobie rozwijać, a związek polega też na tym, żeby wspierać się w takich momentach i albo po prostu olać te gary, albo - jeśli się z jakiegoś powodu nie da - ogarnąć je za partnera.
Nie mówię też, że nie należy doceniać partnera - doceniajmy jak najbardziej. Doceniajmy cechy, które sprawiły, że to właśnie z tą osobą jesteśmy. Ja na przykład doceniam swojego za system wartości, dzięki któremu ten nasz podział obowiązków domowych jest możliwy i funkcjonuje. Doceniam go za charakter: to, że jest odpowiedzialny i obowiązkowy, dzięki czemu nie muszę w ogóle myśleć o jego części obowiązków, bo wiem, że wszystko będzie ogarnięte (i vice versa). Doceniam też wszystkie rzeczy "ekstra" (ponad standard): śniadanie do łóżka, ulubioną czekoladę kupioną przy okazji robienia zakupów na obiad, nadłożenie drogi, żeby odebrać moją paczkę, bo ja musiałam dłużej zostać w pracy. Ale czy muszę wychwalać go pod niebosa, bo odkurzył?
Jak myślicie? Jestem wredną zołzą o wygórowanych wymaganiach, czy też nie?

Za co Wy doceniacie swoje drugie połówki?

2 komentarze:

  1. Nie jesteś. Też uważam, że pewne rzeczy to normalka. Cieszę się, że wypełnia swoje obowiązki, ale pod niebiosa wychwalać za to nie będę. Za co doceniam... przede wszystkim za to, że jest spokojny, stabilny, że cokolwiek się dzieje, on mnie wesprze, przytuli, pocieszy. Za poczucie humoru (potrafi mnie czasem rozśmieszyć, gdy jestem zła - to cenna umiejętność!) Za bycie dobrym, wartościowym człowiekiem. Za to, że kocha zwierzęta tak samo jak ja (mamy trzy koty, z tego ten trzeci był nieplanowany). Za to, że się nie denerwuje, gdy on chce spać, a ja długo nie gaszę światła, bo czytam ciekawą książkę. Za to, że gotuje (doceniam bardzo absolutnie wszystkich ludzi, którzy przygotowują dla mnie jedzenie!), kroi dla mnie arbuza, obiera i kroi jabłko, idzie po słonecznik do sklepu, itp. itd. Ogólnie za wiele małych poświęceń, które dla mnie robi - i za wyrozumiałość i cierpliwość (ja nie jestem ani cierpliwa ani wyrozumiała...) Doceniam, że jest lepszym człowiekiem niż ja (choć on się z tym nie zgadza, ale ja i tak nad sobą pracuję).

    OdpowiedzUsuń