Goście

sobota, 10 sierpnia 2019

5 języków milości

Wspominałam już kiedyś o teorii Pięciu Języków Miłości Gary'ego Chapmana? Opiera się ona na tezie, że ludzie różnie wyrażają uczucia, co brzmi jak coś bardzo oczywistego, ale wcale do końca takie nie jest. Autor wyróżnił pięć sposobów na jakie wyrażamy miłość i nazwał je językami. Są to: Physical Touch, Gifts, Quality Time, Acts of Service albo Words of Affirmation, czyli w moim wolnym tłumaczeniu: kontakt fizyczny, prezenty, spędzanie razem czasu, przysługi i deklaracje uczuć (wyznania). Każdy człowiek ma swój wiodący język i nieświadomie zakłada, że to właśnie jest uniwersalny sposób wyrażania uczuć. I wszystko jest fajnie, jeżeli akurat on i ona korzystają z tego języka. Gorzej jeśli ona marzy o kwiatach i czekoladkach albo romantycznej randce we dwoje, a on myje jej samochód, albo chce się poprzytulać. Nic dziwnego, że może dochodzić do nieporozumień.
Jeśli ktoś ma ochotę poznać swój język miłości, darmowy test (po angielsku) jest tutaj: https://www.5lovelanguages.com/ Myślę, że fajnie zrobić go razem z partnerem i porównać wyniki - mogą one być początkiem ciekawej rozmowy.
Akurat niedawno rozmawiałam o książce na ten temat z parą znajomych, która dostała ją przed ślubem od księdza i przypomniało mi się, że kiedyś przywiązywałam strasznie dużą wagę do prezentów (zwłaszcza od chłopaka). Niektórzy by powiedzieli, że miałam na ich punkcie wręcz obsesję. Na swoją obronę dodam, że nie chodziło bynajmniej o jakieś wielkie i kosztowne rzeczy: raczej o takie, w które włożone by było więcej serca, myśli i wysiłku niż pieniędzy. Uszczęśliwiłaby mnie książka ulubionego autora, maskotka z serii, którą lubiłam albo srebrny wisiorek. Czasami jednak czułam się okropną materialistką skupiającą się na przedmiotach, a nie na tym, co w życiu - i związku - ważne.
Ale wiecie co? Wcale nie byłam okropną materialistką. Myślę, że przykrywałam w ten sposób niezaspokojone pragnienie bycia kochaną, ważną i sądziłam (nieświadomie), że prezent je jakoś zmniejszy, jakoś pomoże.
Spoiler alert: w żadnym przypadku to nie zadziałało.
Teraz już wiem, że zadziałać nie miało prawa, bo to w ogóle nie o to w tym wszystkim chodzi.
Szalony Naukowiec jest mistrzem prezentów, chociaż jemu samemu są one prawie obojętne (nie bez powodu z pięciu języków miłości, ten dostał u niego najmniej punktów). Nie żałuje jednak wysiłku, słucha uważnie, a z milionów rzeczy, o których mu opowiadam jakoś potrafi wyłuskać te najważniejsze, które później przekuwa w coś co sprawia mi radość. Swoją drogą większość jego najbardziej udanych pomysłów to wcale nie przedmioty. Na przykład wyprawa do Energylandii, albo przyjęcie-niespodzianka.
A ja? Ja w międzyczasie zgubiłam gdzieś swoją obsesję. Nadal lubię prezenty, ale na luzie i bez spiny.
I tak sobie myślę, że to dlatego, że wreszcie czuję się w 100% kochana i bezdyskusyjnie najważniejsza. I nie potrzebuję przedmiotów, żeby mi to udowadniały, albo żeby maskowały, że tak nie jest.
a Wy lubicie dostawać prezenty?

1 komentarz:

  1. Tak, uwielbiam dostawać (i dawać!) prezenty; zarówno z okazji, jak i bez. Cieszą mnie i te duże i te zupełne drobiazgi. Bardzo istotny jest dla mnie kontakt fizyczny; tak samo spędzanie razem czasu (nawet jeśli np. każde z nas czyta swoją książkę - sama świadomość, że A. jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki). Lubię też bardzo przysługi - i deklaracje także, nie ukrywam. Po prostu potrzebuję wszystkich pięciu i już :-)

    OdpowiedzUsuń