Cóż, dzisiejszy nie był.
Wyobraźcie sobie, że okres, kiedy ludzie unikają wychodzenia z domów, a wiele osób funkcjonuje w trybie często przymusowego Home Office - ten właśnie okres administracja mojego budynku uznała za optymalny na wielogodzinne odcięcie prądu celem dokonania wymiany jakiegoś Ważnego Ustrojstwa. Wspomniane wiele godzin oczywiście miało miejsce w środku dnia, a nie - na przykład - po południu lub w nocy, a kartka je zwiastująca pojawiła się cały DZIEŃ wcześniej. Jako, że z Szalonym Naukowcem nadal się izolujemy, a ponadto pracujemy (obowiązkowo) z domu, nie mieliśmy szczęścia jej zobaczyć wcześniej. W związku z tym o braku prądu przekonałam się dokładnie w momencie, kiedy próbowałam się zalogować do swojego wirtualnego biura.
Na szczęście mogłam spakować się i pojechać do rodziców aby korzystając z ich prądu i wifi dalej ratować świat w swojej korporacji.
Ale wiecie co? Jeden dzień wystarczył. Już nie jestem znudzona pracą z domu (na swoim krześle, w swoim salonie, w swojej ciszy, spokoju i braku dymu cygarowego). Ba, myślę o tym niemal z radością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz